Jesteś w: klp.pl -> Lalka

Dzieje Henryka Szlangbauma jako obraz relacji polsko-żydowskich
Czas czytania: 5 min.



Dzieje Henryka Szlangbauma jako obraz relacji polsko-żydowskich







Poleca:

98 % użytkowników, liczba głosów: 696
W polskiej zbiorowej świadomości stosunki polsko-żydowskie są chyba najmocniej obciążone stereotypami. Gdy w połowie dziewiętnastego wieku, w dobie epoki pozytywizmu, pojawiła się idea asymilacji nacji wyznania mojżeszowego, czyli wyrwania jej z izolacji społecznej i politycznej i zaakceptowania jej aktywności na różnych polach życia – Bolesław Prus swym realistyczno-krytycznym okiem pokazał w Lalce, iż hasło głoszone wszem i wobec jest tylko złudnym marzeniem, nie dostosowanym do ówczesnej rzeczywistości.

W swej powieści opisał dzieje Henryka Szlangbauma. Mężczyzna w młodości za udział w powstaniu styczniowym został zesłany na Syberię. Po powrocie , aby się spełnić wymagania mieszkańców Warszawy i zasymilować się – zmienił nazwisko na Szlangowski. Nie przyniosło to jednak efektu, ponieważ ze strony polskiego społeczeństwa spotkał go ostracyzm. Przykładem złego traktowania jest zachowanie sklepowych subiektów, o którym czytamy w rozdziale dziesiątym tomu pierwszego:
„- Stachu - rzekł pokornym głosem - utonę na Nalewkach, jeżeli mnie nie przygarniesz. - Dlaczego żeś od razu do mnie nie przyszedł? - spytał Stach. - Nie śmiałem... Bałem się, żeby nie mówili o mnie, że Żyd musi się wszędzie wkręcić. I dziś nie przyszedłbym, gdyby nie troska o dzieci. Stach wzruszył ramionami i natychmiast przyjął Szlangbauma z pensją półtora tysiąca rubli rocznie. Nowy subiekt od razu wziął się do roboty, a w pół godziny później mruknął Lisiecki do Klejna: - Co tu, u diabła, tak czosnek zalatuje, panie Klejn?... Zaś w kwadrans później, nie wiem już z jakiej racji, dodał: - Jak te kanalie Żydy cisną się na Krakowskie Przedmieście! Nie mógłby to parch, jeden z drugim, pilnować się Nalewek albo Świętojerskiej? Szlangbaum milczał, tylko drgały mu czerwone powieki”.


To okazywanie pogardy i szykanowanie nie mogło się pomieścić w romantycznej i idealistycznym postrzeganiu świata przez Ignacego Rzeckiego:
„Otóż Szlangbaum jest w całym znaczeniu porządnym obywatelem, a mimo to wszyscy go nie lubią, gdyż – ma nieszczęście być starozakonnym (…)”.

Na pytanie starego subiekta, dlaczego Henryk się nie ochrzci, co byłoby równoznaczne z ostatecznym zerwaniem ze społecznością żydowską i przystąpieniem do Polaków, nękany wyzwiskami i groźbami Szlangowski odpowiedział:
„Zrobiłbym to przed laty, ale nie dziś. Dziś zrozumiałem, że jako Żyd jestem tylko nienawistny dla chrześcijan, a jako meches [przechrzta] byłbym wstrętny i dla chrześcijan, i dla Żydów”
po czym gorzko podsumował: „Trzeba przecie z kimś żyć”. W końcu wrócił na łono rodziny, by stać się prawdziwym Szlangbaumem, zajętym robieniem pieniędzy. Więcej w streszczeniu.

W finale powieści zajął miejsce opuszczone przez głównego bohatera.


Jacek Ingot, autor rozdziału „Żydzi” w „Maturze pisemnej 2003” napisał: „(…) wizjonera i społecznika zastępuje bezwzględny dorobkiewicz”.

Henryk Szlangbaum z patrioty marzącego o uczestniczeniu w poprawie życia społeczeństwa, wskutek odrzucenia przez to społeczeństwo, zamienił się w bezwzględnego, aroganckiego i pogardliwego (kazał śledzić Rzeckiego, posądzając starego subiekta o wynoszenie towarów) spadkobiercę żydowskiej fortuny i zasad.


Dopiero po tej przemianie społeczeństwo, które go najpierw odrzuciło, pokazało mu miejsce w swych szeregach. Można powiedzieć, iż samo stworzyło podstępnego lichwiarza (podobne rozczarowanie wykluczeniem ze społeczeństwa spotkało głównego bohatera, nie mogącego znaleźć miejsca ani wśród uczonych, ani wśród kupców).

Ignacy Rzecki, komentator obserwowanych tendencji, zauważył w dziewiętnastowiecznej Warszawie niepokojące skłonności, wśród których wyróżnił lekceważący stosunek mieszczaństwa do nacji żydowskiej, czego przykładem może być wypowiedź Lisieckiego:
„Żydzi, panie, Żydzi - dodał - jak zwąchają jego projekta, dadzą mu łupnia. - Co tam Żydzi...- Żydzi, mówię, Zydzi!... Wszystkich trzymają za łeb i nie pozwolą, ażeby im bruździł jakiś Wokulski, nie Żyd ani nawet meches” (cytat z rozmowy Lisieckiego, Rzeckiego i Klejna z rozdziału siódmego pierwszego tomu) czy nawet obawy samego autora pamiętników: „- Z tymi Żydami to może być kiedyś głupia awantura. Tak nas duszą, tak nas ze wszystkich miejsc wysadzają, tak nas wykupują, że trudno poradzić z nimi. Już my ich nie przeszachrujemy, to darmo, ale jak przyjdzie na gołe łby i pięści, zobaczymy, kto kogo przetrzyma” <--2-->

(fragment obaw Ignacego Rzeckiego z jego pamiętnika – rozdział dziewiąty, tom II),
rodzenie się wskutek tego haseł antysemickich, wygłaszanych przez bohaterów utworu, np. w rozdziale ósmym tomu pierwszego czytamy słowa wspomnianego już Lisieckiego:
„- Zerwać z Żydami - wtrącił półgłosem Lisiecki. - Bardzo dobrze robi szef wycofując się z tych parszywych stosunków. Nieraz aż wstyd wydawać reszty, tak pieniądze zalatują cebulą”.


Koniec XIX w. otworzył trudny rozdział w relacjach polsko-żydowskich. Wzajemna nieufność i niechęć doprowadziła do izolacji Żydów w relacjach społecznych. Potrzeba asymilacji, którą dostrzegali twórcy epoki, okazała się fikcją. Nie było woli w polskim społeczeństwie na pojednanie i otwarcie się na nowe relacje.


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij


  Dowiedz się więcej